Czy psi doping rzeczywiście działa?
21:35:00
Co raz częściej zdarza mi się otrzymywać pytania dotyczące
biegania z psami. Również podczas różnych startów, zawsze znajdzie się
przynajmniej kilka osób chcących się czegoś dowiedzieć w tym temacie, albo twierdzą, że z psem jest łatwiej. Żeby przedstawić temat najbardziej obiektywnie jak tylko potrafię, postanowiłam
skonsultować go z kilkoma osobami, które biegają w różnych warunkach, z różnymi
psami, mają różne cele, biorą udział w różnych imprezach biegowych, w różnych
regionach kraju.
Bieg Mikołajkowy 2015 fot. Dulny Foto |
Zacznę może najpierw od swoich własnych spostrzeżeń.
Wiele osób, patrzących z boku, które nigdy nie miało okazji biegać
z psami uważa,
że z futrem jest dużo łatwiej i lżej dla biegacza. Jest w tym odrobinę racji, pod warunkiem, że pies w 100% zgrywa się przewodnikiem, co wydaje mi się nie najczęstszą sytuacją. Osobiście wydaje mi się, że super zgrane teamy raczej startują raczej w zawodach skierowanych do biegaczy z psami, czyli canicrossie, gdzie mogą rywalizować z ekipami na podobnym bądź wyższym poziomie.
że z futrem jest dużo łatwiej i lżej dla biegacza. Jest w tym odrobinę racji, pod warunkiem, że pies w 100% zgrywa się przewodnikiem, co wydaje mi się nie najczęstszą sytuacją. Osobiście wydaje mi się, że super zgrane teamy raczej startują raczej w zawodach skierowanych do biegaczy z psami, czyli canicrossie, gdzie mogą rywalizować z ekipami na podobnym bądź wyższym poziomie.
Startując z psem w imprezach biegowych kierowanych głównie do
solowych biegaczy,
z psem wcale nie jest łatwiej. Po pierwsze trzeba uważać by futro nie wbiegło pod nogi innym startującym. Biegnąc samemu, przy wyprzedzaniu po prostu omija się konkurencję, natomiast z psem trzeba pamiętać o kierunkach i odpowiednim komunikowaniu, by pupil wiedział z której strony powinien pobiec. Po kilku km, kiedy odczuwalne jest już zmęczenie, szybka reakcja bywa utrudniona.
z psem wcale nie jest łatwiej. Po pierwsze trzeba uważać by futro nie wbiegło pod nogi innym startującym. Biegnąc samemu, przy wyprzedzaniu po prostu omija się konkurencję, natomiast z psem trzeba pamiętać o kierunkach i odpowiednim komunikowaniu, by pupil wiedział z której strony powinien pobiec. Po kilku km, kiedy odczuwalne jest już zmęczenie, szybka reakcja bywa utrudniona.
Poza tym startując z psem często trzeba zapomnieć o swoich
indywidualnych ambicjach, a przede wszystkim zadbać o dobrostan zwierzaka i
bezpieczeństwo innych biegaczy. Zdarza się również, że futro mimo poświęconego
na to czasu przed startem, w trakcie biegu będzie potrzebowało chwil paru na
toaletę, a jeśli będzie to grubsza sprawa ;) to trzeba posprzątać i znaleźć
kosz, co również zabiera cenny czas. Odpowiedzialny opiekun pamięta również o
nawadnianiu czworonoga, szczególnie w cieplejsze dni i przy dłuższych
dystansach. O ile człowiek może napić się w trakcie biegu, tak z psem trzeba
się zatrzymać, poza tym czworonóg potrzebuje dużo więcej czasu na wypicie kubka
wody niż człowiek. To kolejny moment, kiedy tracimy cenne sekundy.
Jeśli chodzi o samo tempo biegu, to owszem zdarzają się momenty kiedy futra ciągną, ale serio na dłuższą metę bywa to męczące. W moim przypadku wygląda to tak: na początku biegnę troszkę szybciej, bo futra mają szybszy start. Męczę się przy tym podwójnie, bo nie absolutnie nie jest to moje komfortowe tępo. Tak samo na zbiegach modlę się o niepołamanie i niezaliczenie gleby. Pod górkę pańcia musi sobie radzić sama, bo przecież wciąganie byłoby oszustwem, a moje psy są uczciwe ;) Po kilku kilometrach, kiedy to ja zaczynam walkę z samą sobą i próbuję wywalić z głowy myśli o odpuszczeniu, futra jedynie motywują swoją obecnością, amortyzatory nie naciągają się ani trochę, więc nie ma mowy o psim dopingu, ba wtedy dochodzi jeszcze jeden wysiłek intelektualny. Trzeba odpowiednio szybko i konkretnie komunikować psom z której strony mają omijać innych ludzi. O ile moje na hasło prawo i lewo reagują praktycznie bezbłędnie, tak ja w chwili takiego wyczerpania zdarza się, że miewam z tym problem. Podczas ostatniego startu (na 10 km) mniej więcej w połowie, kiedy mój umysł nie działał już tak jak powinien zatrzymałam się na chwilkę przy brzegu jeziora, by futra się szybciutko napiły i odrobinę schłodziły. Nie wiem nawet kiedy i jak, ale stałam po kolana w wodzie i drugą połowę biegłam w mokrych butach. Tak z psami łatwiej jest ;)
Jeśli chodzi o samo tempo biegu, to owszem zdarzają się momenty kiedy futra ciągną, ale serio na dłuższą metę bywa to męczące. W moim przypadku wygląda to tak: na początku biegnę troszkę szybciej, bo futra mają szybszy start. Męczę się przy tym podwójnie, bo nie absolutnie nie jest to moje komfortowe tępo. Tak samo na zbiegach modlę się o niepołamanie i niezaliczenie gleby. Pod górkę pańcia musi sobie radzić sama, bo przecież wciąganie byłoby oszustwem, a moje psy są uczciwe ;) Po kilku kilometrach, kiedy to ja zaczynam walkę z samą sobą i próbuję wywalić z głowy myśli o odpuszczeniu, futra jedynie motywują swoją obecnością, amortyzatory nie naciągają się ani trochę, więc nie ma mowy o psim dopingu, ba wtedy dochodzi jeszcze jeden wysiłek intelektualny. Trzeba odpowiednio szybko i konkretnie komunikować psom z której strony mają omijać innych ludzi. O ile moje na hasło prawo i lewo reagują praktycznie bezbłędnie, tak ja w chwili takiego wyczerpania zdarza się, że miewam z tym problem. Podczas ostatniego startu (na 10 km) mniej więcej w połowie, kiedy mój umysł nie działał już tak jak powinien zatrzymałam się na chwilkę przy brzegu jeziora, by futra się szybciutko napiły i odrobinę schłodziły. Nie wiem nawet kiedy i jak, ale stałam po kolana w wodzie i drugą połowę biegłam w mokrych butach. Tak z psami łatwiej jest ;)
Bieg Policz się z Cukrzycą WOŚP 2016 fot. Krywan Foto |
Grand Prix City Trail (luty 2016) fot. Dulny Foto |
XIX Choszczeńska 10 fot. Jacek Radwan |
JOANNA SZELER ma na swoim koncie ponad 30 maratonów, ale cenne dla niej są jedynie te, które zrobiła ze swoimi dwiema adoptowanymi suczkami – Hasanką i Ariką.
Z Hasanką przebiegła 12 maratonów ulicznych, kilka treningowych 50-siątek i setkę
w Kampinosie. Promuje slowjogging i długie wybiegania w komfortowym tempie. Nie jest typem życiówkowicza i tak, jak spora część biegaczy biega, żeby walczyć z rożnymi schorzeniami (np. niedoczynnością tarczycy i początkami astmy). Poleca bieganie z własnym psem, ponieważ jest to niesamowite uczucie, jeszcze bardziej przejmujące, niż pokonywanie tras biegowych samotnie, tylko dla siebie i swojej satysfakcji. Uważa, że rzadko zdarza się z psem zrobić życiówkę, a ze swoimi huskimi obala mit, że są to psy sprinterskie i pomagają jako doping. Jej takie nie są.
(http://www.fb.com/biegajacazpsami)
KRYSTYNA PASZEK, która biega z psem od 2 lat, uważa, że w startach
z futrem najważniejszy jest wspólnie fajnie spędzony czas, wspólne wybieganie,
porozumienie
w trakcie biegu. W czasie dłuższych tras towarzystwo czworonoga lepiej „robi na głowę”. Podczas biegu nie myśli czy ją to męczy, jaki ma czas, czy daleko do mety, bo całkowicie skupia się na Gajce, jej samopoczuciu i potrzebach. Na zawodach stara się ustawić na końcu, bo wtedy łatwiej jest nie wejść nikomu pod nogi.
w trakcie biegu. W czasie dłuższych tras towarzystwo czworonoga lepiej „robi na głowę”. Podczas biegu nie myśli czy ją to męczy, jaki ma czas, czy daleko do mety, bo całkowicie skupia się na Gajce, jej samopoczuciu i potrzebach. Na zawodach stara się ustawić na końcu, bo wtedy łatwiej jest nie wejść nikomu pod nogi.
ASIA JEGLIŃSKA, biega w towarzystwie Kropki, a kiedy zdarza się
jej gorszy dzień i dopada „niechcemisizm”, psica nie pozawala jej się na zbyt
długo zaszyć pod kołdrą. Kropa swoimi iskierkami w oczach i stepowaniem po
podłodze szybko przekonuje ją do wyjścia do lasu. Tam z kolei z łatwością
motywuje ją do biegu. Kiedy Asia chce odpuścić, zwolnić tempo lub zrezygnować.
Psica samym spojrzeniem sprawia, że uczucie zmęczenia zostaje zapomniane.
DOMINIKA KOCÓJ, swoją biegową przygodę z psem rozpoczęła w 2014
roku. Uważa, że
z psem biega się trudniej niż samemu. Po pierwsze sam trening wymaga idealnego dopasowania biegacza i psa, by w dniu startu wszystko zagrało. Poza tym w trakcie zawodów trzeba cały czas kontrolować, co dzieje się na drugim końcu smyczy. Twierdzi, że ze startów z psem wraca bardziej odwodniona i zużyta niż gdy biega sama. Kolejną trudnością jaką zauważa jest trzymanie jednolitego tempa. Luna nie jest typem zaprzęgowca i przez pierwsze 2-3 km ciągnie jak szalona (Dominika gubi płuca), a potem plącze się gdzieś przy nodze, wącha kwiatki i robi tylko ostre zrywy, gdy ktoś ją mija. Biegnąc z psem nie można zapomnieć o apteczce, dodatkowej wodzie, czy innych „przydasie’, więc obciążenie jest ciut większe.
Dominika widzi także plusy biegania z psem. Wg niej łatwiej mijają wszystkie psychiczne kryzysy, gdy widzi biegnące obok kudłate szczęście. Po prostu we dwójkę raźniej.
(https://www.facebook.com/natropiepsigody)
z psem biega się trudniej niż samemu. Po pierwsze sam trening wymaga idealnego dopasowania biegacza i psa, by w dniu startu wszystko zagrało. Poza tym w trakcie zawodów trzeba cały czas kontrolować, co dzieje się na drugim końcu smyczy. Twierdzi, że ze startów z psem wraca bardziej odwodniona i zużyta niż gdy biega sama. Kolejną trudnością jaką zauważa jest trzymanie jednolitego tempa. Luna nie jest typem zaprzęgowca i przez pierwsze 2-3 km ciągnie jak szalona (Dominika gubi płuca), a potem plącze się gdzieś przy nodze, wącha kwiatki i robi tylko ostre zrywy, gdy ktoś ją mija. Biegnąc z psem nie można zapomnieć o apteczce, dodatkowej wodzie, czy innych „przydasie’, więc obciążenie jest ciut większe.
Dominika widzi także plusy biegania z psem. Wg niej łatwiej mijają wszystkie psychiczne kryzysy, gdy widzi biegnące obok kudłate szczęście. Po prostu we dwójkę raźniej.
(https://www.facebook.com/natropiepsigody)
OLA MIKLER, startuje w zorganizowanych biegach
głównie na dystansie 5 km. Ma na swoim koncie również udział w dogtrekkingach.
Jej zdaniem pies stanowi pomoc podczas biegów na czas tylko wtedy, gdy zespół
jest idealnie zgrany i przygotowany do tego. W większości przypadków możemy
liczyć na wsparcie towarzyskie, które jest bardzo ważne. Dlatego bieganie z
psem jest po prostu przyjemne.
(https://www.facebook.com/bieganiezogonem)
(https://www.facebook.com/bieganiezogonem)
JOANNA CHORZĘPA biega z mężem i psem od roku. Ich zdaniem bieganie
z psem to czysta przyjemność. Kiedy opadają z sił Kora – suczka rasy Alaskan
Malamute, zawsze stara się ich zmotywować. Asia wspomina, że było wiele takich
sytuacji, kiedy miała ochotę zejść z trasy, ale patrząc na biegnącą Korę, nagle
nabierała mocy do walki.
(https://www.facebook.com/BiegajacaRodzina)
(https://www.facebook.com/BiegajacaRodzina)
Jarzyna ze
Szczecina twierdzi, że gdyby miał szukać odpowiednich słów by określić z czym
się to wiąże, powiedziałby w skrócie tak: patrzenie na rozpędzonego huskiego,
który na pierwszych metrach wyrywa ziemię spod łap, to sama w sobie motywacja,
by przyspieszyć, no i oczywiście pewna pomoc. To jednak tylko złudne wrażenie,
że z psem można osiągnąć lepszy wynik bo ciągnie. Ciągnie, to prawda, ale pies
nie wyszkolony, jak ma miejsce
w przypadku jego Tajgi, ciągnie również na boki, a czasem potrafi się zatrzymać. Bieg z psem to też ciągła kontrola jego toru, przewidywanie zachowań, uwaga skupiona na jego posturze i reakcjach. Omijanie ludzi to nie zwykłe przebiegnięcie obok, bo kiedy on mija jedną osobę, pies mija już kolejną. Trzeba zadbać o bezpieczeństwo tych ludzi, odpowiednio psem kierując.
Dla Tajgi bieganie to przyjemność, ale połączona z innymi przyjemnościami – wąchaniem, piciem, kąpielą i potrzebami fizjologicznymi.
Pies pociągowy przypięty do pasa biegacza to nie silnik. To raczej rozbrykana łania na sznurku, która cieszy się że biegnie, ale nie zawsze chce tam gdzie biegacz. Biegacza jak wiadomo łatwo wybić z rytmu, co psom udaje się genialnie, a to spowalnia. Nie mniej przyjemność jest z tego ogromna :)
w przypadku jego Tajgi, ciągnie również na boki, a czasem potrafi się zatrzymać. Bieg z psem to też ciągła kontrola jego toru, przewidywanie zachowań, uwaga skupiona na jego posturze i reakcjach. Omijanie ludzi to nie zwykłe przebiegnięcie obok, bo kiedy on mija jedną osobę, pies mija już kolejną. Trzeba zadbać o bezpieczeństwo tych ludzi, odpowiednio psem kierując.
Dla Tajgi bieganie to przyjemność, ale połączona z innymi przyjemnościami – wąchaniem, piciem, kąpielą i potrzebami fizjologicznymi.
Pies pociągowy przypięty do pasa biegacza to nie silnik. To raczej rozbrykana łania na sznurku, która cieszy się że biegnie, ale nie zawsze chce tam gdzie biegacz. Biegacza jak wiadomo łatwo wybić z rytmu, co psom udaje się genialnie, a to spowalnia. Nie mniej przyjemność jest z tego ogromna :)
KATARZYNA ŚWIERCZYŃSKA swoją przygodę z bieganiem
z psem zaczynała od startu w dogtrekkingach. Wówczas wybierała najdłuższe
dystanse, to oznacza, ze na zawodach miały do pokonania nie mniej niż 20 km. Jakieś
trzy lata temu, Kasia zachwyciła się canicrossem, który warto odróżniać od
zwykłego biegu z psem. Tu niezwykle ważne są zasady – pies musi zawsze być
przed biegaczem podpięty do specjalnej uprzęży (człowiek ma pas, pies
odpowiednie szelki i oboje połączeni są linką z amortyzatorem). Ideą canicrossu
jest to, że pies ciągnie człowieka, a tym samym sprawia, że bieg jest o wiele
szybszy. Katarzyna dwa lata temu zdobyła licencję Polskiego Związku Sportu
Psich Zaprzęgów i mogła wystartować w Mistrzostwach Polski . W canicrossie
kobiet zajęły wtedy z Flicką czwarte
miejsce. Kasia uważa, że nie ma jednej odpowiedzi na pytanie czy z psem jest
łatwiej. W przypadku jej i Flicki, szczególnie kiedy mówimy o czasie
przygotowań do zawodów zaprzęgowych, wymaga od psa, żeby biegł zawsze przodem,
na napiętej lince. Dystans 5-7 km bez wątpienia pokonałyby szybciej razem.
Jednak startując na dystansie np. półmaratonu, lepszy wynik uzyskałaby Kasia
biegnąc bez psa. 5 km to w sportach zaprzęgowych dystans sprinterski – tu pies
powinien dać z siebie wszystko i tego jest uczony. Podczas biegu
półmaratońskiego pierwsze kilometry z takim psem byłyby bardzo szybkie, potem
Flicka bez wątpienia zaczęłabym „zamulać”, potrzebowałaby przerw na napojenie i
złapanie oddechu. W efekcie Kasia nie byłaby w stanie raczej zrobić życiówki
biegnąc półmaraton czy maraton z psem. Z
resztą potwierdzają to inni biegacze (chociażby Filip Bojko i jego ETO, czyli
słynny Pies Komandos – pies, który biega ultra maratony).
Zresztą jeśli ktoś biega ze swoim psem typowo rekreacyjnie, to prawda jest taka, że pies raczej spowalnia, niż przyspiesza. Osoby trenujące canicross to raczej garstka. Psy zwykle biegną szybko początek dystansu, potem lubią posikiwać, obwąchiwać, zatrzymywać się przy każdej kałuży.
(https://www.facebook.com/podrozezpsem)
Zresztą jeśli ktoś biega ze swoim psem typowo rekreacyjnie, to prawda jest taka, że pies raczej spowalnia, niż przyspiesza. Osoby trenujące canicross to raczej garstka. Psy zwykle biegną szybko początek dystansu, potem lubią posikiwać, obwąchiwać, zatrzymywać się przy każdej kałuży.
(https://www.facebook.com/podrozezpsem)
2 comments
Ja jeszcze dodam swoje doświadczenie z biegania z psem. Wprawdzie mój JJ jest typowym sprinterem (w końcu to mops, nie dla niego maratony) ale na 100 metrów potrafi nieźle pociągnąć. Wymagane hasła : "DO DOMKU!" albo "JEDZENIE!" i wyrywa jak szalony - aż dziw, że pies, który w kształcie przypomina kłodę drewna na kołkach potrafi tak zasuwać :)
OdpowiedzUsuńJednak jeśli pies jest nie wyszkolony, tak jak mój mo-pies, to bieganie z nim jest dużo trudniejsze. Niby zasuwa, ale w tym samym czasie trzeba ze trzy razy walczyć aby go nie nadepnąć (skręca, próbuje zmylić pościg), plus patrzy się albo w tył (na mnie, czy go nie doganiam) albo na boki. Plus nie wiadomo, czy nie skręci nagle na jezdnię.
Tak więc podziwiam ludzi, którzy potrafią tak dograć się z czworonogiem jak Ty.
Bardzo dobrze opracowany artykuł z rzetelnym przedstawieniem rzeczywistości podczas biegania z psami, z uchwyceniem różnych dystansów, perspektyw i doświadczeń biegaczy. Gratuluję!
OdpowiedzUsuń